czwartek, 5 kwietnia 2012

Alcest - Écailles de lune [2010]


1. Écailles de lune - Part 1
2. Écailles de lune - Part 2
3. Percées de lumière
4. Abysses
5. Solar Song
6. Sur l'océan couleur de fer




Muzykę tworzoną przez Alcest można zakwalifikować gdzieś pomiędzy shoegaze, post-rockiem i black metalem. Nie szufladkując jednak, wystarczy powiedzieć, że jest to bardzo klimatyczny zespół. Neige – frontman, a zarazem mózg grupy jest zaangażowany w kilka projektów grających w podobnym stylu. Dziś postaram się przedstawić wam jeden moim zdaniem bardzo ciekawy krążek, jest to płyta Alcest, która nosi tytuł ‘Écailles De Lune’.

Jak można się domyślać po nazwie albumu, Alcest jest zespołem pochodzącym z Francji. Już na samym początku muszę wspomnieć o pierwszym plusie tej grupy. Wszystkie teksty są napisane w przepięknym języku francuskim, który idealnie pasuje do muzyki tworząc naprawdę niesamowite połączenie.
Płyta jest tak jakby podzielona na dwie części. Pierwsza wprowadza słuchacza w bardzo nostalgiczny nastrój. Dźwięczny wokal pozwala przenieść się w inne miejsce, spokojniejsze, w którym można doznać refleksji. Na chwilę odpłynąć i odpocząć od wszechobecnego zgiełku, zastanowić się nad samym sobą. Krótki utwór ‘Abysses’ dzieli całość i po smutnych przemyśleniach wprowadza ‘Solar Song’, który jest prawdziwym promykiem nadziei. Rzeczywiście słuchając go można odczuć jakieś pozytywne emocje, widać zmianę nastroju, który pozostaje już taki do końca.
Czas opisać stronę techniczną krążka. Jak to już w shoegaze bywa, słychać istną ścianę dźwięku. Ścianę zupełnie odciętą od wokalu, który najczęściej jest czysty, bardzo delikatny. Często przy zmianie tempa są wykorzystane złożone, strunowane riffy. Wszystko połączone razem naprawdę brzmi świetnie. Jednak płyta ma także wpływy black metalu. Szczególnie w pierwszej części słychać przesterowane tremolo, które tym razem jest wzbogacone growlem Neige’a. A growl to nie jest byle jaki, jest to taki bardziej krzyk, czy może wrzask, który uderza prosto w mózg. Ciężko to opisać słowami.
Szczerze mówiąc, do tej płyty wracam bardzo często. Ma swój unikalny klimat, a klimat w muzyce jest przecież najważniejszy. Jedynym chyba minusem jest długość krążka. Jest to zaledwie 40 minut, co sprawia, że wraz z ostatnimi dźwiękami czuć lekki niedosyt. Można to jedynie wynagrodzić kolejnym zapętleniem całego albumu.


9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz