1. Fractal World
2. Exegesis
3. Calligraphy
4. Valis
5. Black Iron Prison
6. Going Out Like Lights on a Switchboard
7. Sungazer
8. Wake
Tacoma Narrows
Bridge Disaster to brytyjski kwartet, który można zaszufladkować gdzieś
pomiędzy sludge metalem i post-rockiem. Do tych dwóch uzupełniających się
gatunków dosypana została jeszcze lekka nutka progresji a’la Tool i w taki oto
sposób powstał smakowity kąsek dla wszystkich fanów długiego, klimatycznego
grania.
2. The Fall of Leviathan
3. Waiting for the World to Turn Back
4. Caravans
5. White Gardens
6. Hypothermia
7. Siberia
8. Cemetery of Frozen Ships
Istnieje takie powiedzenia jak dobre, bo polskie i z
tego względu wszystko w oczach naszych rodaków często zostaje wywyższane i
niestety równie często przeceniane. Oczywiście wspieram naszą rodzimą scenę
muzyczną, jednak takie zespoły nie mają u mnie taryfy ulgowej i ich albumy
staram się oceniać równie surowo. Instrumentalno post-rockowych zespołów takich
jak Tides From Nebula jest na pęczki, więc wybicie się z tego tłumu jest nie
lada wyzwaniem. Po pierwszym albumie, który brzmi bardzo przyzwoicie i posiada
kilka ciekawych momentów można było stwierdzić, że warszawskiej grupie się to
udało. Jeszcze biorąc pod uwagę, że to debiut zapowiadała się ona bardzo
obiecująco. Po przesłuchaniu Earthshine z przykrością muszę stwierdzić, że
zamiast przeć do przodu i zaskoczyć nas czymś jeszcze lepszym warszawiacy
niestety zrobili krok w tył.
Klimat z jakiego znany jest Sigur Rós pozwoliłem sobie
nazwać post-rockowym snem. Te wszystkie instrumenty w połączeniu z wysokim,
delikatnym głosem Jónsiego sprawiają wrażenie wędrówki po takiej właśnie
krainie snu. Do tej pory islandzki zespół mnie nie zawiódł i każde wydawnictwo
wywoływało we mnie niemałe poruszenie. Wysoko postawiona poprzeczka sprawiła,
że Valtari jest dla mnie lekkim rozczarowaniem, po nowym krążku spodziewałem
się zdecydowanie czegoś więcej, czegoś co mnie znów poruszy. Jest to może trochę
paradoksalne narzekanie, ale nowy album jest niestety tylko dobry.
2. We Forgotten Who We Are
3. Fantastic Justice
4. Bastogne Blues
5. Of a Lifetime
Miałem szczęście, że swoją przygodę z Crippled Black Phoenix rozpocząłem właśnie od tego krążka. Gdybym zaczął od pierwszej płyty to nie wiem czy bym miał siły i chęci na dalsze zapoznawanie się z ich twórczością. Oczywiście dwa pierwsze albumy mają momenty, nawet bardzo dobre, ale ich wyłapanie było dosyć męczące. Wszystko jest w nudnym opakowaniu i słuchanie całości za jednym podejściem było dla mnie nużące. Zrobiłem to tylko ze względu na to, że I, Vigilante podołało i wcześniej przekonało mnie do tego zespołu.
1. Autre temps
2. Là où naissent les couleurs nouvelles
3. Les voyages de l'âme
4. Nous sommes l'emeraude
5. Beings of Light
6. Faiseurs de mondes
7. Havens
8. Summer's Glory
Po zespołach takich jak Alcest, które swoimi poprzednimi dokonaniami pokazały na co je stać, poniekąd wiadomo czego się można spodziewać. Osobiście na każde nowe dziecko Neige’a zawsze czekam z niecierpliwością, bo wiadomo, że jest to muzyk bardzo uzdolniony i ciągle potrafi czymś zaskoczyć. Jednak drugą stroną medalu, która wiąże się z wyrobieniem własnej marki są coraz większe wymagania. Kiedy raz się wysoko postawi poprzeczkę trzeba jej przynajmniej dorównać, a przy tym nie popaść we wtórność. Wielu artystów się przy tym gubi i stale powiela schematy, które wcześniej zagwarantowały im zaistnienie. Można tylko zadać pytanie kiedy i frontmana francuskiej grupy dopadnie taka wtórność. Otóż na pewno jeszcze nie teraz.
1. Journey to the Plains
2. Plains of the Purple Buffalo - Part 1
3. Plains of the Purple Buffalo - Part 2
4. Searching for Zihuatanejo
5. Vision Quest
6. Atoll
7. Butterflies on Luci's Way
8. Crown of Eagle Feathers
9. Bastien's Angels
10. Conqueror
11. The Spirit Horse
Wiadomo, że wszystkie albumy są na swój sposób unikalne i wyjątkowe. Jednak w post-rocku występuje wiele podobieństw i motywów, które można usłyszeć na prawie każdym krążku. Ten wydany przez *shels odbiega troszkę od ustanowionej normy. Plains of the Purple Buffalo jest płytą niesamowicie magiczną i nastrojową. Chyba nie przesadzę stwierdzeniem, że to jedno z ciekawszych wydawnictw 2011 roku.
Niebanalność tej kompozycji stanowi złożoność utworów, które zawierają nie tylko dźwięki gitar, ale także innych instrumentów. Takie urozmaicenie umiejętnie wykorzystane zawsze wychodzi na plus. Chociaż Plains of the Purple Buffalo najbliżej do post-rocka to słychać także wpływy innych, trochę cięższych gatunków. Momentami można zauważyć lekki growl, a może raczej krzyk i mocniejsze riffy, jednak te motywy są zrównoważone i całość brzmi doskonale. Na większości utworów przeważa wysoki, melodyczny wokal, a chwile w których są zastosowane chórki trochę przypominają stylem Sigur Rós. Szczególnie w tytułowym utworze nie sposób tego nie zauważyć.
Chociaż na płycie są gorsze i lepsze momenty to zdecydowanie więcej jest tych drugich. Całokształt kompozycji sprawia, że można odpłynąć zanurzając się w spokojnych dźwiękach. Dźwiękach, które trwają bardzo długo, bo aż 78 minut. To kolejny duży plus dla *shels. Stworzyli długi album, przy którym można się zrelaksować i który nie nudzi nawet przez chwilę.
Pośród naprawdę dobrych utworów jeden zasługuje na szczególne wyróżnienie. Mniej więcej w połowie słuchania trafiamy na absolutną perełkę. Butterflies (On Luci’s Way) jest jednym z najpiękniejszych utworów jakie było mi w życiu słyszeć. Od samego początku wprowadza niezwykle pozytywny nastrój, który oczywiście utrzymuje się do ostatniej sekundy. Jest to dziewięciominutowa, urzekająca podróż w pełni pokazująca kunszt brytyjskiej grupy. Tekst to prawie identycznie wyglądające wersy, które, przez wspomniany wcześniej wokal, brzmią hipnotyzująco. A jednak nie jest to przerost formy nad treścią, bo mimo, że tekst jest prosty to idealnie przedstawia emocje, czyli całkowicie spełnia swoje zadanie. Jak widać warstwa liryczna nie musi być bardzo rozbudowana, żeby nazwać utwór arcydziełem.
Plains of the Purple Buffalo jest płytą bardzo dobrą i bez wątpienia wartą przesłuchania. Muzycy z *shels zadbali o stworzenie wyjątkowego nastroju, który pobudza zmysły. Polecam każdemu zapoznanie się z tym materiałem i obiecuję, że nie będzie to zmarnowany czas.