
1. These Days, Glory Days
2. The Fall of Leviathan 3. Waiting for the World to Turn Back
4. Caravans
5. White Gardens
6. Hypothermia
7. Siberia
8. Cemetery of Frozen Ships
Istnieje takie powiedzenia jak dobre, bo polskie i z
tego względu wszystko w oczach naszych rodaków często zostaje wywyższane i
niestety równie często przeceniane. Oczywiście wspieram naszą rodzimą scenę
muzyczną, jednak takie zespoły nie mają u mnie taryfy ulgowej i ich albumy
staram się oceniać równie surowo. Instrumentalno post-rockowych zespołów takich
jak Tides From Nebula jest na pęczki, więc wybicie się z tego tłumu jest nie
lada wyzwaniem. Po pierwszym albumie, który brzmi bardzo przyzwoicie i posiada
kilka ciekawych momentów można było stwierdzić, że warszawskiej grupie się to
udało. Jeszcze biorąc pod uwagę, że to debiut zapowiadała się ona bardzo
obiecująco. Po przesłuchaniu Earthshine z przykrością muszę stwierdzić, że
zamiast przeć do przodu i zaskoczyć nas czymś jeszcze lepszym warszawiacy
niestety zrobili krok w tył.
Earthshine różni się trochę stylem od poprzedniczki,
widać, że muzycy eksperymentują i starają się nie powtarzać tego co już
zrobili. Jest lżej, ambientowe motywy, których tutaj można sporo zauważyć miały
chyba na celu stworzenie jakiegoś spokojnego klimatu, który powinien przekazywać
emocje. No powinien, ale czy tak jest? Sądzę, że pomysł był dobry, ale
wykonanie niekoniecznie, bo zupełnie to do mnie nie trafia i zamiast budować
nastrój zwyczajnie nudzi. Nie wystarczy kilka powolnych dźwięków ze spokojnym
tłem na klawiszach, żeby wywołać taki efekt. Oprócz zastosowania tego w
poszczególnych utworach są dwa przerywniki całkowicie w takim stylu. Waiting
For The World To Turn Back i Hypothermia sprawiają wrażenie, że są tam tylko po
to, żeby zapchać miejsce na albumie. Brzmią one, tak samo jak długi wstęp do Caravans,
który po rozwinięciu staje się najciekawszym kawałkiem na płycie, wręcz usypiająco,
a chyba nie tak miało być. Miało działać na wyobraźnię, oddawać emocje, grać na
uczuciach, a mnie zupełnie nie rusza. Jednak nie tylko przez to, że spora część
Earthshine jest nużąca uznaję ją za lekki niewypał. Nie ma tutaj zbyt wielu
ciekawych momentów jakich mogliśmy uświadczyć na poprzednim wydawnictwie. Nie
ma nic co od początku do końca można uznać za utwór dopracowany, taki który ma
coś w sobie jak Tragedy Of Joseph Merrick czy Purr z Aury. Priorytetem było
tutaj zbudowanie klimatu, co się moim zdaniem niestety nie udało, więc album
nie przekazuje zupełnie nic. Nie wiem czy jest sens nadal mieć nadzieję, że
następnym razem będzie to coś lepszego, żeby znów się nie zawieść. Jednak jak
będzie w przyszłości to się jeszcze okaże, jak na razie polecam zapoznanie się
z debiutem grupy, lecz z Earthshine niekoniecznie.
4/10
Witaj. Nie widzę innego sposobu na kontakt z Tobą, jak przez komentarz pod jednym z postów, więc komunikuję się z Tobą właśnie tą drogą. Poszukuję ciekawych autorów, którzy mogliby zamieszczać swoje teksty w podkategorii muzycznej portalu Artelis.pl (http://artelis.pl/kultura-sztuka/muzyka/p:26320). Ty, jak zdążyłem zauważyć, należysz jak najbardziej do grupy ciekawie piszących o muzyce. Jeżeli byłbyś zainteresowany taką promocją swoich recenzji (i bloga tym samym), zapraszam serdecznie pod wyżej wymieniony adres. W razie pytań proszę o kontakt mailowy: d.josz[małpa]artelis[kropka]pl. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń